Linia brzegowa Słowenii ma zaledwie 43 kilometry i w zasadzie są tu tylko 3 godne odwiedzenia miasteczka- jak w tytule: Koper, Izola i Piran. No dobra, jest jeszcze Portorož , w którym na 4 dni zamieszkaliśmy, ale akurat w nim nie ma zasadniczo nic ciekawego. Kurort z wielkimi hotelami i tyle.
Koper
Zacznę od miasta najmniej ciekawego, bo inaczej nikt nie doczyta do końca(no dobra można przewinąć w dół jakby co ;). O Koper można powiedzieć, że jest 3x naj: największy, najstarszy i….najbrzydszy 😉 Znany głównie jako miasto portowe. Wizytę w Koper ( a może w Koprze?) rozpoczęliśmy tradycyjnie od poszukiwania parkingu. Było dość łatwo- ok 1. km. od zabytkowego centrum znajdują się duże sklepy gdzie możemy zostawić samochód za darmo na 3 godziny- tyle spokojnie wystarczy na zapoznanie się z miasteczkiem.
Najpierw kroki skierowaliśmy do portu, gdzie przez dłuższą chwilę gapiliśmy się na statki.

Następnie udaliśmy się do zabytkowej części miasta, która nie jest brzydka, ale nieco zaniedbana.



Starówka Koperku nie bardzo przypadła nam do gustu, ale trzeba przyznać, że Koper ma nie najgorszą plażę. Nie najgorszą jak na słoweńskie standardy ofkors 😉

Izola
Prosto z Koper przenieśliśmy się do pobliskiej Izoli. To mała nadmorska mieścinka pozbawiona spektakularnych zabytków, a jednak bardzo klimatyczna. Przed sezonem może nie emanowała ciszą i spokojem, bo turystów było jednak sporo(szczególnie w weekend), ale miała przyjemną senno-leniwą atmosferę.
Z parkowaniem problemu nie było- duże parkingi w cenie 0,50 euro za godzinę znajdują się w pobliżu plaży i starej części miasteczka.



Izola ma większą i ładniejszą plażę niż Koper- następny dzień poświęcimy w całości na plażowanie tutaj.

Na koniec wycieczki odkryliśmy, że mieszkańcy w przydomowych ogródkach trzymają… świnie 😀

Cóż, Bałkany to jednak stan umysłu 😉 (tak, wiem, że Słowenia to jeszcze nie Bałkany, ale tak mi się skojarzyło).
Piran
Absolutna perełka na niewielkim skrawku słoweńskiego wybrzeża. Tak jak Koper i Izola nie wyróżniają się może niczym szczególnym, tak Piran wart jest uwagi i poświęcenia mu nieco więcej czasu. Miasto jest położone na niewielkim cyplu o tej samej nazwie.
Do ścisłego starego centrum nie można wjechać samochodem- auto musimy zostawić na obrzeżach miasta na piętrowym płatnym parkingu(ok. 2 euro za godzinę, miejsc sporo, ale bardzo wąskie a parking ciasnawy). Z parkingu do zabytkowej części miasta zabierze nas darmowy autobus- kursuje praktycznie co chwilę.
Nasze zwiedzanie rozpoczniemy od głównego placu miasta, czyli Tartinjev Trg.


Za chwilę wdrapiemy się na wieżę kościoła sv. Jurija(najwyższa wieża widoczna na pierwszym zdjęciu), wstęp płatny coś około 2 euro.



Środkową część dnia poświęciliśmy na niespieszne spacery wąskimi uliczkami i posiadówkę w nadmorskiej knajpce. Po południu poszliśmy zwiedzić wenecką twierdzę.

Wizytę w Piranie kończymy autobusowym powrotem na parking.
Reasumując: słoweńskie wybrzeże na tle pobliskiej Chorwacji czy Włoch wygląda trochę jak brzydsza siostra Kopciuszka. Najbardziej zabrakło nam tu pięknych plaż, jakie znamy z chorwackich wysp. Oczywiście nie żałujemy kilkudniowej wizyty nad słoweńskim Adriatykiem- zaspokoiliśmy ciekawość, a Piran nas zachwycił. Na dłuższe wakacje bym się tam jednak nie wybrała. I nie chodzi tylko o plaże, ale też o ceny- w Chorwacji, która jest tuż za miedzą, za te same pieniądze dostaniemy o wiele więcej(chodzi mi tu głownie o ceny kwater- pokój na obrzeżach Portorožu, był naszą najdroższą miejscówką ever; ceny w knajpach są raczej porównywalne).