Alpy Julijskie dla początkujących. Dolina Tamar

Kiedy w marcu oglądałam w TV skoki w Planicy musiałam postradać zmysły. No bo przecież tam tak słonecznie i ciepło, podczas gdy u nas zima. No to na przełomie maja i czerwca musi być tam pełnia lata. Proste, nie?

W związku z tym czego to ja nie planowałam. Szczyty powyżej 2300m. Nawet zamarzył mi się Mangart, który mierzy prawie 2700. Zamroczenie umysłowe nie może jednak trwać wiecznie i 2 tygodnie przed wyjazdem obudziłam się. No, heloł, to są przecież wysokie góry, wcale nie tak daleko na południe od Polski, więc może być tam śnieg. A że maj w całej Europie był wyjątkowo zimny, to śniegu było dużo.

Plany zostały więc zweryfikowane dwa razy- pierwszy raz przed wyjazdem- wtedy jeszcze planowałam ambitne wejście na Slemenową Spicę(1911m). Na miejscu jednak okazało się, że śnieg zalega już na wysokości 1200m. Pogodziliśmy się więc z losem i zwiedziliśmy alpejskie doliny.

Naszą alpejską wycieczkę dolinną rozpoczęliśmy w Kranjskiej Gorze- miejscowości, która była naszą bazą wypadową.

Czas start!

Przed wycieczką poszliśmy kupić mapę, chociaż mieliśmy już jedną, kupioną w Polsce. Obie mapy miały niestety wadę- nie ma na nich czasów przejść, przez co bardzo trudno jest coś konkretnie zaplanować. Ale pani w informacji turystycznej powiedziała, że u nic hnie mam map z czasami. Trudno, trzeba jakoś z tym żyć.

Nasz szlak początkowo szedł razem ze ścieżką rowerową, równoległą do głównej szosy w kierunku miejscowości Podkoren. Było po płaskim, więc nudnawo.

Szlak

Oznakowanie szlaków jest w Słowenii dosyć marne, nie ma co kawałek znaczka na drzewie, dlatego mieliśmy wiele momentów zawahania, czy dobrze idziemy.

Nasza ścieżka w pewnym momencie skręcała do lasu, ale my jednak do końca szliśmy szlakiem rowerowym. Dzięki temu mieliśmy lepsze widoki.

Widoczek z trasy

Po jakiejś godzince doszliśmy do znanej nam z telewizora Planicy. Tu zrobiliśmy sobie przerwę.

Skocznie

Największe wrażenie zrobiła na nas skocznia mamucia, szkoda, że zdjęcie nie oddaje „straszności”- zeskok jest niemal pionowy.

Akurat trafiliśmy na trening na jednej z mniejszych skoczni, niestety nie udało się spotkać Petera Prevca 😉

Dalej ruszyliśmy szlakiem do schroniska Dom na Tamariju.

Ja jestem z tych, dla których Tatry to jedynie słuszne góry i Alpy Julijskie nie zweryfikowały moich poglądów w temacie. W porównaniu z tatrami przegrywają tym, że są suche. Brakowało mi potoczków i dolin ze stawami.

Ale mają coś, czego nie ma u nas czyli taki wynalazek:

Zaglądając w te małe dziurki możemy ujrzeć poszczególne szczyty.

Spacer do schroniska nie trwał długo. Pora była wczesna, więc zasiedliśmy przed schronem z kawką(która kosztowała 1,5 euro, czyli mniej niż na dole!), obmyślając co dalej robić.

Jak widać, w górach jeszcze sporo śniegu i to całkiem nisko

Zdecydowaliśmy, że pójdziemy w stronę Slemenovej Spicy i najwyżej przy pierwszym śniegu zawrócimy. Z naszych map wynikało, że są 2 dojścia- jedno przez Cerną Vodę i drugie przez Grlo. Pierwsza trasa wg. internetowych źródeł miała być łatwiejsza, więc to nią postanowiliśmy pójść.

Nasz szlak to przyjemna ścieżka o niezbyt dużym nachyleniu, składająca się z małych kamyczków, które są bardzo upierdliwe przy zejściu.

Dość szybko wyrósł przed nami ogromny płat śniegu.

Tu musiał nastąpić przedwczesny odwrót. Co prawda śnieg był taki do przejścia bez raków, ale nie mieliśmy pewności co jest dalej, no i z drugiej strony-na zejściu.

Trudno, 31 maja to nie jest najlepszy czas na alpejskie wycieczki. Zgodnie uznaliśmy, ze trzeba będzie kiedyś przyjechać tu w lipcu- wtedy będziemy mogli pochodzić bardziej ambitnie.

Z nadmiaru czasu zahaczyliśmy w drodze powrotnej o wodospad Nadiza.

Można podejść na górę wodospadu, ale ścieżka jest mocno stroma i tylko zszargała mi nerwy ;P

Do Planicy powróciliśmy tą samą drogą, Petera Prevca nadal nie było 😦

Żeby urozmaicić sobie trasę nie wracaliśmy ścieżką rowerową, tylko już normalnie-szlakiem przez łąki. Oczywiście co chwilę się gubiliśmy.

Daleko jeszcze?

Wycieczka zajęła nam jakieś 7-8 godzin, przeszliśmy około 25 km. Nie było zdobytych szczytów, za to były super widoki- mogliśmy poczuć się jak alpejskie krowy z reklamy czekolady na m 🙂

Info praktyczne:

  • Wejście na teren Triglavskiego Narodnego Parku(czy to się odmienia?) jest bezpłatne
  • Można chodzić z psem- Słoweńcy to w ogóle pso- i dzieciolubny naród
  • Wycieczkę można skrócić dojeżdżając do Planicy samochodem- parking za cały dzień kosztuje 2,5 euro
  • w schronisku nie można jeść własnego jedzenia(o takie fanaberie jak darmowy wrzątek nie śmiałam pytać).

Dodaj komentarz