Z Tatrami mam wiele skojarzeń. Większość pozytywnych, jednak wśród negatywnych na zdecydowane prowadzenie wybija się jedno: TŁUMY. Jak ich uniknąć? Można spróbować jeździć po za sezonem, ale w przypadku Tatr to się akurat średnio sprawdza. Chodzi głównie o warunki- śnieg leży do połowy czerwca, a na północnych zboczach często i w lipcu. Pod koniec, a czasami na początku września są już pierwsze ataki zimy. W tej sytuacji nie mamy za bardzo innego wyjścia niż jeździć w miesiącach wakacyjnych, kiedy to na szlakach jest największe zagęszczenie. Na szczęście istnieje kilka patentów, by to obejść. My od lat jeździmy w Tatry w terminach mniej więcej od drugiej połowy czerwca do pierwszej połowy września, a najczęściej w sierpniu i jakoś nam się udaje ominąć tłumy, dzięki takim patentom:
- wychodzimy na szlaki wcześnie. To znaczy, że na nogach bywamy o 5 rano, a na szlaku koło 6.30-7.00. Ostatnio na szlaku do Doliny 5 Stawów Polskich w sierpniu nie spotkaliśmy nikogo. Można zrobić na odwrót i wychodzić po południu, tak, żeby dolinny odcinek szlaku robić już przy świetle czołówki. Ja się jednak na takie rozwiązanie nigdy nie odważyłam, bo w górach najbardziej boję się dwu rzeczy- niedźwiedzi i popołudniowych burz.
- unikamy długiego weekendu sierpniowego(oraz majowego, „bożocielnego”, świąt, sylwestra, weekendu z PŚ w skokach itepe).
- w sezonie unikamy kilku newralgicznych miejsc, to jest Giewontu, Kasprowego, Rysów
- nie wybieramy Morskiego Oka jako celu głównego wycieczki
- chodzimy wyżej- w dolinkach tłumy są nawet w listopadzie i w marcu(przy dobrej pogodzie i w weekendy)
- jeśli jesteśmy w Tatrach tydzień lub dwa, to te bardziej popularne miejsca zaliczamy w tygodniu, w weekend można się porwać na coś odludnego
- można wyjść w brzydką pogodę, wtedy na pewno będzie mało ludzi. Ja osobiście nie lubię takiego rozwiązania
Tyle z informacji praktycznych, a teraz czas na przedstawienie 3 miejsc, które nawet w sezonie są względnie puste
Przełęcz Krzyżne
Trasa: Kuźnice-Boczań-Hala Gąsienicowa-Dolina Pańszczycy-Krzyżne-Dolina 5 Stawów Polskich-Dolina Roztoki-Wodogrzmoty Mickiewicza-Palenica Białczańska
Stosunkowo niska popularność tego szlaku bierze się z kilku źródeł: po pierwsze Krzyżne jest przełęczą, a nie szczytem, a zawsze to lepiej powiedzieć sobie: Zdobyłem szczyt niż zdobyłem przełęcz. Po drugie szlak jest bardzo długi i można się wykończyć 😉 Po trzecie- jak to w przypadku szlaków „na przełaj”, wychodzimy w innym miejscu niż rozpoczęliśmy wycieczkę. Jeśli poruszamy się samochodem, to wtedy tworzy się problem pt. jak wrócić na parking, a nawet jak przyjechaliśmy busem, to w przypadku zamarudzenia można nie zdążyć na ostatni. Po czwarte- na Krzyżnem kończy się Orla Perć i większość turystów ma kontakt z tą przełęczą przy okazji wycieczki na Orlą.
Ale to są takie minusy, które nie przesłaniają plusów. Krzyżne jest niesamowicie widokowe, i mimo wszystkich niedogodności warto się tam przejść.
Żeby dostać się na Krzyżne, trzeba najpierw doczłapać jakoś do Hali Gąsienicowej. Startujemy z Kuźnic- szlakiem żółtym przez Dolinę Jaworzynki, lub niebieskim przez Boczań. Jakoś zawsze byłam ślepą fanatyczką Boczania, nawet mimo wielce irytujących kamieni na początku szlaku. Ostatnio jednak przekonałam się do Jaworzynki- na początku jest prawie płasko, co daje przyjemny rozruch, a potem bardzo stromo, dzięki czemu szybko zdobywa się wysokość-mam wrażenie, że ten wariant zajmuje mniej czasu. No i jest jeszcze czarny szlak z Brzezin, ale, że go nienawidzę z całego serca, to nie będę się nad nim rozwodzić 😉


Dojście na Halę powinno zająć jakieś 1,5- 2 godziny. Warto zrobić sobie odpoczynek w schronisku, bo teraz czeka nas najbardziej żmudna część wycieczki.
Od schroniska kierujemy się na żółty szlak- początkowo idziemy Lasem Gąsienicowym, w którym zawsze mam wrażenie, że za którymś krzakiem czai się misiek. Po minięciu lasu spacerujemy dłuuugaśną, posępną i nieco księżycową Doliną Pańszczycy.


Idzie się długo, ale w miarę przyjemnie, bo znaczna część terenu jest względnie płaska. Dopiero bezpośrednie podejście na przełęcz daje trochę w kość.

Wreszcie, po długich mękach naszym oczom ukazują się cuda:


No dobrze, weszliśmy, jest pięknie, to teraz trzeba zejść. No i tu pojawiają się „schody”, bo zejście z Krzyżnego do Doliny Pięciu Stawów Polskich jest jednym z najparszywszych na jakim byłam. Strome(bardzo), wysokie kamienie niedostosowane do krótkich nóżek, no i krucho. A na sam koniec trzeba jeszcze kawałek podejść pod górę.

Według szlakowskazu zejście do schroniska powinno zająć 1,5 godziny, nam zajęło dłużej, przez co mieliśmy czas już tylko na szybką szarlotkę i szybkie zejście Doliną Roztoki.

Wycieczkę na Krzyżne można robić w kierunku przeciwnym, tylko, że wtedy widoki zostawimy za plecami, więc myślę, że „nasz” kierunek jest lepszy, nawet pomimo upierdliwego zejścia. Na wyprawę trzeba zarezerwować cały dzień, ale obiecuję, że warto(o ile nie będzie mgły)
Wrota Chałbińskiego
Trasa: Palenica Białczańska-Wodogrzmoty Mickiewicza-Morskie Oko- „Ceprostrada”-Dolina za Mnichem-Wrota Chałbińskiego(powrót tą samą drogą)
Tutaj, podobnie jak w przypadku Krzyżnego, nie ma „magii szczytu”, bo Wrota, także są przełęczą. Niestety mają więcej minusów niż Krzyżne, bo po pierwsze- widoki są tu dość ograniczone, po drugie szlak jest „ślepy”- czyli musimy wrócić po własnych śladach, po trzecie wycieczkę rozpoczynamy z nad Morskiego Oka, w którego otoczeniu znajduje się kilka bardziej atrakcyjnych ścieżek. To wszystko czyni Wrota względnie bezludnymi.
Żeby nie było tak kolorowo, to aby znaleźć się w tym bezludnym raju, musimy najpierw odpokutować w czyśćcu asfaltowej szosy do wspomnianego górskiego jeziora. Jeśli wyjdziemy odpowiednio wcześnie, w tygodniu i podczas halnego, to może ona wyglądać nawet tak:

2 godziny powinny wystarczyć na doczłapanie do schroniska.

Jak widać na załączonym obrazku, przy schronisku może być gęsto, dlatego lepiej uciec od razu na żółty szlak prowadzący na Szpiglasową Przełęcz, zwany ceprostradą.

„Ceprostradą” bardzo lubię chodzić- ścieżka jest równo ułożona z ładnych kamieni i nie jest zbyt mocno nachylona.
Po mniej więcej godzinie dochodzimy do rozstaju szlaków w Dolince za Mnichem- tu żółty szlak zmieniamy na czerwony, który zaprowadzi nas do celu.

Początkowo szlak w dolince jest przyjemny, bo płaski. Dopiero spojrzenie na wejście na przełęcz zbija z tropu- wydaje się niesamowicie strome.


Końcówka szlaku jest dość upierdliwa- stroma i bardzo krucha, co sprawia małe kłopoty podczas zejścia.

Wrota, wbrew swojej nazwie niestety donikąd nie prowadzą. Kiedyś był szlak na słowacką stronę- obecnie jest zamknięty. Ścieżka jest jednak dość wyraźna, i widać, że ludzie tu chodzą, no ale tylko przypominam, że jest to nielegalne.
Widoki z Wrót nie są specjalnie powalające.


No i to tyle- pozostaje wrócić po własnych śladach do Palenicy i koniec wycieczki. Zajęła nam jakieś 7-8 godzin i nie była zbyt męcząca.
Tatry Bielskie
Zdiar Strednica-Ptasiowska Rówienka-Szeroka Przełęcz Bielska-Szalony Przechód-Przełęcz pod Kopą-Dolina Zadnich Koperszadów-Polana pod Muraniem-Jaworzyna Spiska
Najbardziej odludny z wymienionych szlaków, a zarazem jeden z moich ulubionych. Tatry Bielskie leżą po stronie słowackiej, dlatego wymagają już nieco większej logistyki.
W sezonie(od 15 czerwca do 31 października) możemy się tam wybrać autobusem linii STRAMA. Inna opcja to dojazd busem na Łysą Polanę i stamtąd słowacki SAD(to taki PKS). My pojechaliśmy Stramą o chyba 6.15. Jeśli chodzi o początek wycieczki, to można to zrobić na 2 sposoby- albo wysiąść w centrum Zdiaru i pójść szlakiem czerwonym, albo(trochę krótsza opcja) wysiadamy na przystanku Zdiar Strednica i idziemy szlakiem zielonym.
Jakoś tak średnio idzie nam odczytywanie słowackich drogowskazów, dlatego pierwszą godzinę spędziliśmy na błądzeniu.

Tatry Bielskie objęte są rezerwatem, co powoduje, że nie ma tu ani jednego szlaku szczytowego. Ten opisywany biegnie „w poprzek gór” wprowadzając jedynie na przełęcze. Czyli znów zasada brak szczytu=brak ludzi sprawdziła się.
Kiedy po błądzeniu odnaleźliśmy szlak, trzeba było się przedrzeć przez chaszcze.

Od Ptasiowskiej Rówienki szlak robi się dość nieprzyjemny- stromy i mokry, nawet chyba w jednym miejscu jest łańcuch- średnio potrzebny.

Można trochę poprzeklinać po drodze, bo szlak miejscami wyciska siódme poty, ale zapewniem, że poty są warte tego , co na górze:

Z przełęczy pójdziemy na następną przełącz i znów będzie fajnie, bo płasko 🙂


Spacer między przełęczami jest krótki, ale niezwykle przyjemny widokowo. Do przyjemnych należy też zejście Doliną Zadnich Koperszadów- łagodna ścieżka, bardzo przyjazna stawom kolanowym.

Pod koniec szlaku mało nie padłam na zawał. Nie, nie ze zmęczenia. Wychodząc zza zakrętu prawie nadziałam się na niedźwiedzia. Przez kilka sekund wydawało mi się nawet, że jest prawdziwy 😛

Drewniane misie stoją w miejscu o wdzięcznej nazwie Skoruszowy Burdel 🙂


Mostka na którym stoję już nie ma. W lipcu 2018 miały miejsce w Tatrach ulewne deszcze, które zniszczyły niektóre szlaki. Z tego powodu szlak od Polany pod Muraniem do Jaworzyny Spiskiej był w zeszłym roku zamknięty. Mam nadzieję, że otworzą go od 15 czerwca, bo mam w planach wybrać się na wycieczkę do Doliny Jaworowej- to kolejne miejsce w Tatrach naznaczone bezludnością 😉
Wycieczkę zakończyliśmy w Jaworzynie nieco szybciej niż wynikało z mapy, dlateog do autobusu zostały nam dwie godziny. Nie chciało nam się ani czekać, ani zasuwać z buta na Łysą Polanę, dlatego poczekaliśmy na „słowacki PKS”. A że był on luźno powiązany z rozkładem, to jeszcze piwko przy stoliku pd sklepem udało się wypić.
Oczywiście pustawych miejsc w Tatrach jest więcej niż 3, no, ale chyba nie myśleliście, że zdradzę wszystkie 😉
Co do drewnianych figur w Zdanich Koperszadach – przed nimi jest nawet tabliczna ‚Pozor Medvad” czy coś w tym stylu… Nocą w świetle czołówki wyglądają tak nawet, nawet 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja chyba tej tabliczki „Pozor Medved” nie zauważyłam(często chodzę jak cielę:P) A nocą jakbym je zobaczyła, to chyba bym padła na zawał 😉
PolubieniePolubienie