Wycieczka na królową Beskidów marzyła nam się od dawna, ale było nam bardzo nie po drodze. Jechać 500 km. na weekend? Za daleko. Beskidy na dwutygodniowe wakacje? Umrzemy z nudów. Los jest jednak nieprzewidywalny i w tym roku zmusił nas do dwutygodniowego urlopu w polskich górach. Na Babią Górę przyciągnęło nas wiadomo co- magia najwyższego szczytu. Wybór szlaku jakim zdobędziemy królową był od początku oczywisty- pójdziemy najtrudniejszym. Co do trasy zejściowej pomysły były różne, ostatecznie udało się zrobić taką pętelkę:
Zawoja Markowa-Markowe Szczawiny-Perć Akademików-Babia Góra Diablak-Gówniak-Kępa-Sokolica-Perć Przyrodników-Górny Płaj-Markowe Szczawiny-Sulowa Cyrhla-Zawoja Markowa
Beskidy to nie Tatry i tutaj nie trzeba wstawać z kurami, by przejść nawet długą trasę. Na parkingu w Zawoi Markowej meldujemy się zatem o godzinie 10 z minutami. Od razu pędzimy na zielony szlak, który z początku wiedzie szeroką utwardzoną drogą. Z czasem droga przeobraża się w strome kamienne schody- można się nieco zmęczyć. Na szlaku o dziwo pustki, a czerwiec jest i pogoda nie najgorsza.

W schronisku jesteśmy po godzinie od wyjścia z parkingu, to teraz odpoczniemy. Schronisko jest nieczynne, ale wydają posiłki na wynos.

Szarlotka jest dobra, ale Babia Góra sama się nie zdobędzie. Idziemy. Początkowo nasz szlak ma kolor żółto-niebieski i jest prawie płaski. Taki stan trwa jakieś 10 minut, do miejsca o nazwie Skręt Ratowników.

Niebieski szlak biegnie sobie dalej spokojnie w stronę Przełęczy Krowiarki, a nasz żółty potwór skręca w prawo i od razu zmusza do morderczego marszu po milionie schodów- drewnianych i kamiennych.

Perć Akademików wyobrażałam sobie jako taką mini Orlą-Perć 😉 Wszędzie łańcuchy, drabinki i przepaście. Ale tutejsza perć to są właśnie głównie mozolne, strome schody plus trzy łańcuchy i kilka klamer, które są w zasadzie miłymi przerywnikami i nadają drodze nieco charakteru.
Pierwsze ubezpieczone miejsce pojawia się dość wysoko, jesteśmy już dawno po wyjściu z lasu.

To niewielka skalna półka, nad taką mini przepaścią- bez łańcucha też da się przejść 😉
Kolejne miejsce z łańcuchem jest trochę dłuższe i nieco bardziej skomplikowane(tu już żelastwo przydaje się nieco bardziej), co nie znaczy wcale, że trudne 😉

Perć Akademików jest szlakiem zamykanym na zimę, ze względu na duże zagrożenie lawinowe. Termin w którym następuje zamknięcie/otwarcie szlaku nie jest stały i tak np. w tym roku szlak został otwarty 23 maja. Ponieważ na wycieczkę szliśmy w pierwszych dniach czerwca, niemal do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy będzie nam dane tam się w ogóle znaleźć.
Pozostałości po zimie są miejscami widoczne:

Wkrótce dochodzimy do miejsca, którego obawiałam się najbardziej- to kilkumetrowa, niemal pionowa ścianka o nazwie Czarny Dziób. Dla ułatwienia zamontowano tu kilka klamer, ale ja i tak czuje się dość nieswojo- nie lubię wchodzić po czymś pionowym.

Pierwsza klamra jest dość wysoko, trzeba będzie mocniej zadrzeć nogę 😉

Właściwie wejście na ta pierwszą klamrę jest najbardziej kłopotliwe, pozostałe są już łatwiutkie do pokonania:

Pokonanie przeszkody zajęło dokładnie 3 minuty- sprawdzone w datach i godzinach na zdjęciach.
A tak to „straszne” miejsce prezentuje się z góry:

Teraz czeka nas jeszcze trochę mozolnego spaceru po stromych kamieniach. Tuż przed szczytem znajduje się figurka Matki Boskiej:

Za figurką jeszcze parę kroków i jesteśmy na szczycie Królowej Beskidów. Wybraliśmy na tę wyprawę dzień z najlepszą prognozą pogody, mimo to widoczność nie jest powalająca:


Na szczycie spędzamy z pół godzinki, tłumek ludzi jest dość spory. Bardzo wieje i jest aż tak zimno, że musimy ubrać na siebie po 2 polary-ale to podobno tutaj norma 😉
Na zejście wybieramy czerwony szlak w kierunku Sokolicy, a wybór dyktują 2 powody: po pierwsze szlak na znacznym odcinku prowadzi grzbietem, więc będą widoki. Po drugie, bardzo chcę odwiedzić szczyt o intrygującej nazwie Gówniak 😛


Po przyjemnym graniowym spacerku dochodzimy do Sokolicy:

Z Sokolicy musimy się minimalnie cofnąć, by szlak czerwony porzucić na rzecz szlaku zielonego zwanego Percią Przyrodników. Zielony szlak jest raczej mało uczęszczany, oraz od samego początku bardzo stromy. Idzie się w miarę wygodnie, bo droga jest ułożona z kamiennych schodów, natomiast żadne zdjęcie nie oddaje tej stromizny:

Szybko jednak tracimy wysokość i po 40 minutach jesteśmy już przy skrzyżowaniu ze szlakiem niebieskim:

Szlak niebieski nosi nazwę Górny Płaj i jest prawie płaski. Bez problemu dałoby się tu przejechać rowerem czy wybrać na spacer z wózkiem. Na pewno przyjemnie się tędy schodzi w stronę Przełęczy Krowiarki. My niestety idziemy w przeciwnym kierunku- z powrotem do schroniska na Markowych Szczawinach. Dlaczego niestety? Bo musimy lekko podejść pod górkę, co na tym etapie wycieczki jest już dość męczące. W końcu doczłapujemy do schroniska, w którym organizujemy przerwę obiadową. Tzn. nie w schronisku, tylko na ławce przed nim- korzystamy z okienka na wynos, jest nawet całkiem smacznie.
Po relaksie i jedzeniu trzeba w końcu ruszyć na parking. Zielony szlak, którym przyszliśmy tu rano był stromy i nudny, dlatego wypatruję na mapie inną opcję. Pójdziemy szlakiem czarnym w stronę Sulowej Cyrhli. Było rzeczywiście mniej stromo, a i jakieś widokowe polanki się trafiły:

Czarny szlak doprowadza ostatecznie do Zawoi Lajkonik, co oznacza, że aby dojść na nasz parking musimy szlak zmienić na niebieski. Trzeba uważać, by nie przegapić rozstaju, bo Zawoja jest największą i jedną z najdłuższych wsi w Polsce(18 km długości!) i jeśli zejdziemy w miejscu nieodpowiednim, może być mały problem 😉
Tu już na niebieskim szlaku, który jest ułożony z ładnych, drewnianych schodków:

Na parkingu jesteśmy po niespełna 8 godzinach od wyjścia na szlak. Nasza trasa na Babią Górę była może nieco przydługa i niepotrzebnie skomplikowana, ale przynajmniej poznaliśmy wiele szlaków w jej otoczeniu w 1 dzień. Następnym razem wybierzemy się tu zimą 🙂