A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? Niech pierwszy rzuci kamieniem kto nigdy nie zadawał sobie tego pytania. Ja podobne myśli mam z dwa razy w miesiącu, ale jednak trochę brak mi odwagi, by porzucić swoje ustabilizowane miejskie życie i stać się bieszczadzkim zakapiorem 😉
Żeby jednak w ogóle myśleć o rzuceniu wszystkiego dla Bieszczad(a może Bieszczadów??), trzeba je najpierw trochę poznać. Proponuję kilka wycieczek w te niezwykłe góry, zaznaczając, że lista jest oparta wyłącznie o moje odczucia z tych szlaków. Reklamacji, że przecież tam jest chyba lepiej niż tam nie przyjmuję 😉
Bieszczadzka Koronka
To najdłuższy bieszczadzki szlak w formie pętelki. Różne źródła podają różną długość od 28 do aż 40 kilometrów. Według przeliczników na internetowej mapie szlaków wyszło mi 31,1 km. Trasa prowadzi z Wetliny do Wetliny przez obie Rawki, Krzemieniec(na którym znajduje się trójstyk granic- polskiej, ukraińskiej i słowackiej), Rabią Skałę i Jawornik. Kierunek przejścia jest dowolny. Wszystkie przewodniki nie wiedzieć czemu polecają przejście od Jawornika, poprzez długi odcinek graniczny, na Rawkach kończąc. My szliśmy odwrotnie i uważam, że tak jest lepiej- najlepsze mamy na początku. Jako, że trasa jest naprawdę długa, trzeba wyjść wcześnie. My zaczęliśmy o 7 rano. Z Wetliny wystartowaliśmy szlakiem zielonym w kierunku pasma Dział. Początek szlaku, jak to zwykle bywa, wiedzie przez las.

Po odcinku leśnym, który jest dosyć stromy wychodzimy na rozległe polany. Znajduje się tam jagodowy raj. Tylko trzeba wybrać odpowiednią porę.



Dość szybko zdobywamy Małą Rawkę(1272m. npm.), na której jest trochę tłoczno- sobota, sierpień i ładna pogoda- wiadomo skąd te tłumy.


Z Małej Rawki do jej większej siostry idziemy krótkim, 15 minutowym odcinkiem.


Jak ktoś ma dosyć to może stąd zejść niebieskim szlakiem do Ustrzyk. My pójdziemy w stronę Krzemieńca. Na początek będzie ostro w dół.



Po 40 minutach meldujemy się na Krzemieńcu, gdzie znajduje się zbieg 3 granic.

Krzemieniec nie jest może zbyt widokowym szczytem, ale to miejsce szczególne. Raz, zbiegają się tu trzy granice, dwa, jest to najdalej wysunięty na wschód punkt Słowacji, trzy- łączy trzy parki narodowe, cztery- to granica NATO i UE. Z tych powodów jest miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów. Może nie widać, ale trudno nam było zrobić zdjęcie bez czyjejś twarzy 😉
Najciekawsza część wycieczki właściwie za nami. Teraz trzeba podjąć męską decyzję- jak ktoś nie czuje się na siłach, to można cofnąć się do Rawek i stamtąd zejść do cywilizacji. To znacznie skróci trasę. My postanowiliśmy trzymać się swojego planu. Najwyżej wyzioniemy ducha gdzieś po drodze; )
Dalsza część prowadzi szlakiem granicznym.Ewentualne zejścia po drodze są tylko na słowacką stronę. Znaczna część drogi to niestety las bez widoków.

Spodziewałam się, że teraz będzie po płaskim i trochę się zdziwiłam. Musieliśmy wdrapać się na szczyt Czoło. Było bardzo stromo, a że pogoda była upalna, to upociliśmy się na tym odcinku jak myszy w połogu. Najgorsze, było to, że zaraz po zdobyciu Czoła, trzeba było z niego zejść. Ścieżką równie stromą.

Na odcinku od Krzemieńca do Rabiej Skały spotkaliśmy tylko kilku Słowaków. O jakże ja lubię takie szlaki!

Rabia Skała jest jedynym w Bieszczadach miejscem z przepaścią. Nad urwiskiem zamontowano widokowy tarasik.


Teraz zmienimy szlak na żółty. Można co prawda iść dalej niebieskim- na Okrąglik i zejść w Cisnej. Wtedy to już nie będzie Koronka, tylko Korona. Trzeba będzie kiedyś spróbować.

Przed nami ostatni odcinek- najpierw idziemy na Jawornik, który jest całkowicie zalesiony i nie widać z niego nic. Z Jawornika możemy zejść szlakiem zielonym(wyjdziemy w centrum Wetliny) lub żółtym- wyjdziemy w części Stare Sioło- nam bardziej pasowała opcja nr 2, gdyż mieliśmy bliżej na kwaterkę.

Trasa zajęła nam 12 godzin z licznymi odpoczynkami po drodze. Było widokowo i nawet mniej męcząco niż się spodziewaliśmy.
Bukowe Berdo
To drugi z moich ulubionych szlaków, mniej popularny niż połoniny, ale w niczym im nieustępujący. Mamy kilka możliwości dostania się na szlak. Najprostsza i najbardziej popularna opcja, to szlak żółty z Mucznego. Ale to, że coś jest najprostsze, wcale nie znaczy, że najlepsze. Po pierwsze ciężko tam dojechać transportem publicznym. Po drugie dojazd własnym samochodem wymusza powrót tą samą drogą. A tego nie lubimy.
Zdecydowaliśmy się więc na niebieską trasę z Widełek. Najpierw z Wetliny dojechaliśmy busem do Ustrzyk Górnych. Stamtąd trzeba było łapać kolejnego busa.
W Bieszczadach system busowy wygląda nieco inaczej niż w Tatrach- nie ma busów z tabliczkami, czy rozkładów. Przyjeżdża bus i jedzie tam, gdzie chcą turyści ;). Mieliśmy szczęście, bo gdy już wylądowaliśmy na przystanku w Ustrzykach, spotkaliśmy dziewczę, które wydzierało się: Kto jedzie na Widełki? Jedziecie na Widełki? Tym prostym sposobem znaleźliśmy się na szlaku, który początkowo okazał się typowo bieszczadzki, czyli las stromo i po błocie.
Kiedy przedrzemy się już przez chaszcze, co zajmie około 2 godzin, możemy podziwiać widoki.


Dochodzimy do połączenia z żółtym szlakiem z Mucznego. Stoi tu osobliwy słup.

Dalej podążamy za znakami niebieskimi- raz w górę, raz w dół, raz po płaskim. Widoki mamy cały czas.



Z Bukowego Berda schodzimy stromą ścieżką na Krzemień. Teraz czaka nas dość upierdliwy odcinek- po drewnianych schodach.

Schodów do niedawna nie było, wybudowano je, by uregulować szlak. Byli tacy co się oburzali niszczeniem bieszczadzkiej dzikości przy pomocy schodów. Mi one jakoś nie przeszkadzają same w sobie, natomiast przeszkadza ich rozstaw. W ogóle nie są dostosowane do moich krótkich nóżek 😉 . Tak więc, jeśli ktoś jest marnego wzrostu, to ból kolan na tym odcinku gwarantowany.
Powoli zbliżamy się do przełęczy Siodło, z której w ciągu 15 minut możemy wejść na Tarnicę. Nam się akurat wtedy nie chciało- było za dużo ludzi i nie mieliśmy ochoty stać w korkach i wąchać czyjeś spocone tyłki. Lub też by ktoś wąchał nasze. Poza tym na Tarnicy już kiedyś byliśmy(jeszcze w wersji bez schodów), więc parcia na szczyt nie było.

Poszliśmy w zamian na Szeroki Wierch, który oferuje całkiem niezłe widoki.

Ze szczytu pozostał nam już tylko ostatni etap wycieczki- zejście czerwonym szlakiem do Ustrzyk Górnych. Tu wsiedliśmy w busa, który zawiózł nas z powrotem do Wetliny.

Wycieczka zajęła nam jakieś 7-8 godzin(dokładnie nie pamiętam). Szlak czerwony do Ustrzyk jest o wiele mniej stromy niż niebieski z widełek, dlatego polecam przejście w tym kierunku, w którym my szliśmy.
Z Wołosatego na Tarnicę i Halicz
Kolejna trasa w formie pętelki, dlatego musiała znaleźć się w moim rankingu. Tym razem wybraliśmy się własnym samochodem, ponieważ wycieczkę zaczynamy i kończymy w tym samym miejscu.
Zostawiamy auto na parkingu w Wołosatem, które liczy podobno 40 mieszkańców. Startujemy niebieskim szlakiem w stronę Tarnicy- najwyższego szczytu Bieszczadów. Na początku szlaku mamy to co zawsze, czyli las, błoto i chaszcze 😉
Ale później robi się całkiem widokowo, i będzie tak przez większą część trasy.


Jakoś gładko i bezboleśnie nam poszło- jesteśmy na szczycie:

Ze szczytu kierujemy się szlakiem czerwonym w kierunku Rozsypańca. Cały czas jest widokowo i względnie płasko.




Z Halicza schodzimy na Przełęcz Bukowską i dalej do Wołosatego.Ostatni odcinek jest asfaltowy, płaski i ciągnie się w nieskończoność. Można umrzeć z nudów 😉
Wycieczka, poza ostatnim odcinkiem była rewelacyjna. Całość zajmie ok. 7h.
Połoniny
Ostatnie miejsce na mojej liście nie wynika z tego, że na Wetlińskiej i Caryńskiej mi się nie podoba, jednak w porównaniu do poprzednich szlaków, pod pewnymi względami wypadają nieco słabiej. Przede wszystkim są niemiłosiernie zatłoczone. Szczególnie Wetlińska, gdzie do schroniska Chatka Puchatka podążają całe pielgrzymki. Tej trasy nie da się przejść w formie pętli, więc siłą rzeczy nie może być u mnie wysoko 😉
Nigdy nie udało nam się przejść obu połonin w jeden dzień, zawsze mieliśmy jakieś przeszkody. Nigdy też nie trafiliśmy na super pogodę. To wszytko przyczyniło się do troszkę mniej pozytywnego odbioru tego akurat szlaku.
To w jakim kierunku przejdziemy połoniny nie ma większego znaczenia. Można zacząć w Wetlinie(idziemy wtedy na Wetlińską) lub Ustrzyk(Caryńska), można też zacząć w Brzegach Górnych- stamtąd mamy wejścia na oba szlaki.Najgorsze, by wejść z jednej połoniny na drugą, trzeba zejść na sam dół- a potem cała zabawa od początku.
Na Caryńskiej bywało tak:


A na Wetlińskiej tak:

Widzę, że trzeba będzie wrócić po lepsze zdjęcia. 🙂
To oczywiście nie wszystkie szlaki w Bieszczadach, starałam się wybrać te w moich oczach najatrakcyjniejsze.
Każdy swoimi ścieżkami chodzi. W Beskidach zdaje się było jakieś schronisko do zaopiekowania. „Rzuć wszystko i jesienią jedź na Magurę Małastowską.” taką wiadomość spotkałem tego lata. Tylko trzeba uważać, żeby tam nie utknąć. A może utknąć warto?
PolubieniePolubienie
Może i warto, ale trzeba odwagi, której chyba mi jednak brakuje.
PolubieniePolubienie
A może to nie brak odwagi tylko chęć poznawania a nie osiadania w jednym miejscu 🙂
PolubieniePolubienie